piątek, 6 stycznia 2012

The Landlord Wars, epizod pierwszy

Święta były perfekcyjne.
Przerwa poświąteczna cudowna.
Sylwester szalony.

A potem wróciłem do Luksemburga i się zaczęło.

Przywitała mnie notka od właściciela domu, zwanego dalej panem Landlordem: "Proszę więcej nie zostawiać otwartych okien przy wyjeździe, proszę też nie używać grzejnika elektrycznego". To pierwsze całkiem zrozumiałe, to drugie to trochę aberracja, pomyślałem sobie, i poszedłem spać, posprzątawszy uprzednio pokój, który zarósł był przez te dwa tygodnie brudem.

Obudziło mnie stukanie do drzwi. Pan Landlord stukał i pukał żeby powiedzieć mi to samo, co widniało na karteczce. Powiedziałem mu, że z oknami to nie ma sprawy, a co do grzejnika, to kupiłem, bo było zimno, i już go prawie nie używam. Strasznie się przy tym oburzył, że nie powiedziałem mu o tym i nie spytałem o zgodę. Cóż, jak się sam człowieku przyznajesz, że ogrzewanie chodzi tylko co drugą godzinę (w weekendy, w dni robocze chodzi ciągle, ale za to tylko między 1700 a 0900), to nie miej pretensji.

Poszedłem znowu spać, wstałem po dwóch godzinach i stwierdziłem, że mi tak trochę zimno. Włączyłem grzejnik. Był to błąd, bo natychmiast wysadziło korki. Myślę sobie: "Nie takie problemy z hardwarem się software'owo naprawiało!" i szukam korków. Coś tam znalazłem takiego, co wyglądało nawet podobnie, przestawiać się to dało, ale że podpisane po francusku, to nie dojdę, co to jest. No to dalej, przestawiać. Przepstrykałem wszystko i nic. "Trudno", myślę, "trzeba będzie dobrego pana Landlorda ściągnąć tu, niech naprawia". Co też uczyniłem.

Przyszedł po pół godzinie, zszedł w piwniczne czeluście, wrócił i pyta, jak to się stało, co się stało. No to ja jemu, że najpierw był prąd, a potem prądu nie było. To on, że nie wierzy, odwrócił się na pięcie i poszedł znowu do piwnicy. Ja, ignorując chwilowo oburzenie obcesowym sposobem potraktowania, za nim. Już na miejscu on do mnie, że wysiadły tylko korki w moim pokoju, i czy używałem grzejnika. Ja na to, przeklęta prawdomówności, że owszem, włączyłem na chwilę. On na to, że zawiodłem jego zaufanie (sic!), więc moja umowa jest nieważna i mam się wynieść do 13 stycznia. Ja, jak to ja, straciłem głowę i zacząłem go przepraszać i przekonywać, żeby tego nie robił, on mi na to wyliczył dokładnie, ile gazu przeze mnie stracił, i stwierdził, że da mi znać do jutra. Wieczorem napisał wiadomość, że mogę zostać. Warunkiem jest podpisanie lojalki, że wiem o zakazie używania grzejnika i zgadzam się na natychmiastowe zerwanie umowy, jeżeli go użyję.

Zacząłem się zastanawiać. Przeczytałem umowę. Poskarżyłem się w panice kilku osobom. Zaczęło mi wychodzić, że facet robi mnie w bambuko, bo w treści nigdzie nie ma zakazu używania grzejników elektrycznych (chyba że uzna się je za "supplementary furniture", ale to po mojemu dość naciągane, równie dobrze "supplementary furniture" może być laptop czy stojak na gitarę), poza tym nie ma też słowa o możliwości wypowiedzenia umowy ot tak.

Szczęśliwie instytucja, w której stażuję, dba o swoich ludzi, a i ludzie, z którymi się zadaję, są skłonni do pomocy, więc w ciągu kilku dni dostałem poradnik dla nowych Luksemburżujów, w którym stoi, że przy najmie facet może mnie wyrzucić jedynie za wyrokiem sądu, którego ten mu znowu tak łatwo nie da. Jako że ta akurat umowa wyraźnie stwierdza, że nie ma mowy o najmie, to skierowano mnie też do darmowej poradni prawnej. Darmowej, czyli na koszt Komisji. Idę tam w czwartek. Nie mogę się doczekać widoku miny pana Landlorda, kiedy powiem mu, że przed podpisaniem muszę skonsultować treść lojalki z prawnikiem.

Informację o tym, że wchodząc bez pytania do mojego pokoju, dopuścił się włamania i w zasadzie mógłbym go za to pozwać, chyba sobie zostawię na później.

1 komentarz: